sobota, 8 sierpnia 2015

Ostatnia piosenka - recenzja

Nr. recenzji: 11
Tytuł: Ostatnia piosenka
Autor: Nicholas Sparks
Tom: 1 i jedyny
Liczba stron: 448
Data polskiego wydania: 23 sierpnia 2013
Wydawnictwo: Albatros
Ocena: 8/10
 Po dość trudnej fantastyce stwierdziłam, że potrzebuję czegoś lekkiego co będę mogła przeczytać w parę godzin i nie zawiodę się na zakończeniu. Dokładnie taka okazała się być Ostatnia Piosenka. 
Opowiadana jest z punktu widzenia kliku narratorów, ale jest to pierwsza książka, w której nie utrudnia to czytania. Płynnie przechodzimy od jednej osoby do drugiej i nie ma "skoków", w których człowiek musiałby zastanowić się parę chwil o kim mowa w danym rozdziale. Bardzo mi się to podobało.
 Rodzice Veronicy "Ronnie" Miller rozwiedli się 3 lata temu. Jej ojciec postanowił zostawić karierę pianisty i rodzica za sobą i przeprowadzić się do małego miasteczka w Karolinie Północnej. Jednak w tym momencie życie głównej bohaterki zostaje odwrócone do góry nogami. Zaczyna zadawać się z coraz dziwniejszymi ludźmi, włóczyć się po klubach całe noce i
kraść w sklepach. 
Ponieważ jej mama ma już serdecznie dość jej wybryków postanawia ją (i jej brata Johana) wywieść na całe wakacje do ojca. 
Pomysł nie został okrzyknięty najlepszym, gdyż od przeprowadzki ojca Ronnie nie zamieniła z nim ani jednego słowa, nie przeczytała żadnego listu od niego oraz nie przyszła na jakiekolwiek spotkanie, o które prosił.
Mimo to wakacje okazują się wcale nie być takie złe. Podczas meczu siatkówki Will przez przypadek uderza piłką w Ronnie i jej życie zaczyna nabierać barw.
Pomysł na książkę nie jest oryginalny. Jest na prawdę wiele książek opisujących letnią miłość, czy problemy nastolatek. Sama w tej chwili mogłabym wypisać z dziesięć nie zastanawiając się nawet. Ale autor pokazuje nam temat w inny sposób i stara się w treść wplatać małą tajemnicę i czarny charakter. A poza tym temat letniej miłości prawdopodobnie będzie się sprzedawał zawsze, bo prawie każdą dziewczynę interesuje znalezienie swojego księcia na białym koniu. Gdziekolwiek. Kiedykolwiek. 
Lektura jest dobra, bo tak jak już napisałam jest lekka. Na jeden wieczór. Czyta się bardzo szybko i nie trzeba dużo myśleć o treści. Człowiek sam domyśla się co będzie na następnej stronie. Do tego język jakim jest napisana nie jest trudny, ale też nie ubogi. Treść pod względem stylistycznym jest w porządku chociaż odniosłam wrażenie, że autor starał się napisać książkę od razu pod scenariusz. Z tego co wiem film powstał w 2010 roku.

Ciekawą postacią okazuje się być nasza główna bohaterka. Ronnie nie jest typową "dziewczyną w opałach". Sama chce sobie poradzić i wie, że da radę. Jest obrażona na rodzinę i na początku książki dość egoistyczna, ale pod wpływem czasu staje się coraz normalniejsza. W końcu pod koniec książki moim zdaniem trochę się nie opanowała i na ostatnich stronach znowu ją polubiłam. Została opisana jak każdy człowiek. Miała wiele wad, ale także wrażliwe serce i starała się stać się kimś lepszym.
W jej postaci autor pokazuje nam, że przesłanie tej powieści nie kończy się na miłości. 
Pokazuje nam jak wygląda dorastanie i zmusza nas do przemyśleń jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy się więcej starali. W treści znajdziemy wiele cudownych sentencji.
Moją ulubioną została ta:


" Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić."

 Jest to pierwsza książka pana Nicholasa Sparks'a, którą przeczytałam. Jednak na pewno w przyszłości sięgnę po inne, bo bardzo spodobał mi się jego styl pisania. 
Nie oglądałam filmu, bo trochę odrzucił mnie fakt, że gra tam Miley Cyrus. Wiem, że może ja mam tylko uprzedzenia do tej aktorki, więc tutaj jest pytanie do was:
Jaka jest wasza opinia na temat filmu?
Warto poświecić na obejrzenie te 2 godziny? Czy to marnowanie czasu?
Jak na końcu każdej recenzji:
Podsumowanie: książka świetna, na prawdę warto przeczytać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)