Insta


niedziela, 9 sierpnia 2015

| 12 | Nieświadomy Mag Karen Miller - recenzja

Nr. recenzji: 12
Tytuł: Nieświadomy Mag
Autor: Karen Miller
Seria: Królotwórca Królobójca
Tom: 1
Liczba stron: 568
Data polskiego wydania: 21 września 2011
Wydawnictwo: Galeria Książki
  Gatunek: Fantasy
Ocena: 6/10
 
Jak wpadłam na tę książkę?
Śpieszyłam się i wypożyczyłam z biblioteki pierwszą książkę, której nie czytałam. Chyba będę tak robić częściej, bo wpadła mi w ręce bardzo ciekawa lektura.
 
Rozgrywa się w kraju, w którym muszą współżyć dwa plemiona - Doranów - ludzi szlachetnych u władzy, którzy mogą posługiwac się magią oraz Olków - robotników i wieśniaków nie mających prawie żadnych praw. Jeden z zakazów mówi o używaniu magii. Powstaje zgromadzenie, które czeka na wybawiciela. Działają w ukryciu , ale nadal strzegą swoich rytuałów.

Nasz główny bohater - Olk Asher ucieka z domu i przybywa do stolicy w poszukiwaniu pracy. Już pierwszego dnia pomaga księciu okiełznać konia i od tamtego czasu mieszka w pałacu. 
 Wielce irytujący bohater. Zawsze mówi to, co myśli i nigdy nie ponosi żadnych konsekwencji dla swoich słów. Nawet dzięki temu zdobywa liczne grono przyjaciół. Zachowuje się co najmniej jak jakiś rozwydrzony dzieciak, któremu pozwolono przez chwilę pobawić się w doradcę księcia. Do tego w towarzystwie nawet najbardziej szlachetnych postaci potrafi przeklinać. Jest jedyną osobą w całej książce, która przeklina. 
 Człowiek całkowicie nierzeczywisty. Jeżeli normalnie ktoś zachowywałby się tak jak on w tej książce - ciężko nawet wymyślić rzeczy jakie mogłyby spotkać doradcę księcia. Na pewno nie byłyby one tak wspaniałe jakie ukazuje nam ta książka. 
 Jest to jedyny bohater, którego na prawdę nie polubiłam. O wiele bardziej przypadli mi do gustu Gur, czy Dathne. 

Książka nie była dobra pod względem technicznym. Litery są wręcz maciupeńkie, więc na prawdę trudno się czyta. Sądzę, że gdybym przeczytała kilka książek z serii jedną po drugiej mój wzrok mógłby się pogorszyć. Widać, że wydawnictwo oszczędzało na papierze jak mogło. Akapity są tylko niecałe pół centymetra od brzegu kartki, a gdy po stu kartkach chcemy zobaczyć jaką ilość książki przeczytaliśmy widzimy takie coś:
 Wniosek? Papier na prawdę cieniutki. Ktoś delikatnie szarpnie za stronę i ta się od razu podrze. I jeszcze druk. Rozmazuje się.
 
 Okładką może i wydawnictwo nie zabłysnęło, ale ma coś w sobie. Zdecydowanie na plus. 
 
Co mi się nie podobało w treści książki?
Oj tutaj tego było na prawdę sporo. 
Po pierwsze ja nadal nie widzę sensu w tej książce. Facet dostaje pracę i co? No pracuje, pracuje, pracuje, pracuje i... jeszcze raz pracuje. Dopiero po jakiś czterystu pięćdziesięciu stronach coś zaczyna się dziać. 
Na początku książki trudno się  połapać co się dzieje. Nie ma długiego wstępu na temat przeszłości bohatera, od razu zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń. 
Co do początku: nie podobało mi się także to, że nasz bohater wyrusza w podróż i w ogóle nie ma opisu tej podróży. W pierwszym rozdziale jest na wsi, a w następnym już znajduje się w stolicy.
 Jeżeli chodzi o tłumaczenie (nie wiem, czy w oryginale też tak jest) to najgorsze jest chyba to, że słowa się powtarzają. Na dwóch stronach naliczyłam się dziewięciu takich samych wyrazów. 
Kaleka to, kaleka tamto, kaleka coś powiedział, a kaleka...

Wystarczy już minusów. 
Podobał mi się styl pisania autorki. Pani Miller pisze bardzo przejrzyście, bez zbędnych opisów. Bardzo szybko potrafi wciągnąć w czytelnika tak, że ten nie potrafi się już oderwać. 
Mimo, że mamy rok sześćset czterdziesty czwarty język powieść nie jest napisana w trudnym języku. Książka objętością nie zaprasza, ale czyta się ją dość lekko i w miarę szybko jak na książkę fantasy. 

Kończąc: lektura obowiązkowa dla fanów twórczości pani Trudi Canavan i Johna Flanagana!
Znalazłam wiele minusów, ale powieść bardzo mi się podobała. 
Na prawdę zachęcam do przeczytania, a ja już nie mogę się doczekać aż przeczytam następne części.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)