niedziela, 30 lipca 2017

2w1: Buchnęło cytatami! "Dziewczyna na miesiąc" tom 1 & 2 Audrey Carlan

Nr. recenzji: 146
Tytuł: "Dziewczyna na miesiąc:
Styczeń - Luty - Marzec"
Autor: Audrey Carlan
Tom: 1
Liczba stron: 420
Data polskiego wydania: 12 stycznia 2017
Wydawnictwo: Edipresse
Ocena: 5/10
No błagam, jak mi powiecie, że tytuł tej serii nie brzmi zachęcająco, to nie wiem, z której planety pochodzicie... W dodatku zdradzę wam, że opis, jak i treść potwierdzają regułę. 
 
Buntownicze życie, wielkie marzenia i otoczenie Las Vegas? Mia miała wszystko, do czasu, gdy jej chłopak nie pożyczył przypadkiem miliona jej ojcu. Teraz bardzo demonicznie domaga się zwrotu - pobicie, szpital, śpiączka... Dziewczyna nie chcąc śmierci taty, podejmuje się bardzo specyficznej pracy - zostaje dziewczyną do towarzystwa na miesiąc. Potrzebujesz kogoś do pary na ślub, mecz, a może spotkanie biznesowe? Tym właśnie zajmuje się nasza bohaterka. 
12 miesięcy i powinna uzbierać wymaganą kwotę. Jednak jakie przygody czekają ją po drodze dowiemy się z książki.

 Zawsze byłaś zakochana w miłości!

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku - rozdziału wstępnego, gdzie na dwóch stronach przelecieliśmy całe życie Mii, pomyślałam, że powieść zapowiada się dość infantylnie. Na pierwszych paru stronach jest parę błędów logicznych - coś podobnego, jak w cytatach, które wyszczególniłam, tylko musimy wziąć pod uwagę, że ich jest kilkanaście. Jednak szczerze mówiąc, one są tak niesamowicie dziwne, że aż zabawne. To samo się tyczy głównej bohaterki, która samym swoim zachowaniem potrafiła sprawić, że jeden fragment czytałam kilka razy. Czasem w ogóle nie umiałam ogarnąć o co jej chodziło, ale całe szczęście gdy powoli kończył się wstęp, mniej więcej się wszystko unormowało, co prawda lekki styl z rodem z Wattpada pozostał, ale ogólnie było dobrze. No może poza kilkoma 'kwiatkami'...

Chryste, pachniesz jak promienie słońca i chłodny, letni wiatr...
Ktoś mi wytłumaczy jak pachną te rzeczy? Szukałam w drogerii, ale jakoś nie mieli takiego zapachu... #żarciki
 
Książka niby jest napisana spójnie, jednak czułam się, jakbym czytała kolejne opowiadania o parach. Oczywiście pojawiają się dane sytuacje, które się powtarzają - znakiem charakterystycznym Mii jest pozostawienie po sobie listu pożegnalnego, no i zawsze dostaje telefon, gdzie ma być w następnym miesiącu. Niemniej bardzo przyjemnie mi się czytało, bo miałam świadomość, że nawet jeśli jeden miesiąc nie przypadnie mi do gustu to następny znowu będzie całkowicie się od niego różnił, więc cały czas miałam motywację do brnięcia w to dalej. Co prawda miało to też swoje minusy, jeśli kogoś polubiłam to i tak musiałam się z nim pożegnać. No chyba, że nasza bohaterka utrzymywała z nim dalej kontakty... Tak, tak się też zdarzało. 
- A ty jesteś Weston Charles Channing Trzeci? - Podniosłam trzy palce, a drugą dłoń oparłam na biodrze.
- Trzeci. - Powtórzył po mnie gest. - Przyjaciele mówią do mnie Wes.

No właśnie, apropo Wesa to nie jestem pewna, czy autorka nie dopilnowała, czy też był to zabieg zamierzony aczkolwiek chłopak raz do Mii zwraca się per pani, a raz normalnie. Możliwe, że to miało być zabawne, ale ja się zaczęłam zastanawiać, co mu we łbie siedzi, że nie umie zapamiętać, czy przeszli na Ty, czy też nie...

Podsumowując, kiedy już totalnie odpuściłam doszukiwanie się jakiegoś większego sensu i zaczęłam czytać książkę, jak opowiadanie z Wattpada to zaczęło mi się podobać. Były lekkie problemy, jednak przedstawione historie wydawały mi się o tyle urocze i niespotykane, że naprawdę odpuściłam sobie wszystko. Wtedy mnie wciągnęło, przeczytałam w sumie w jakieś 3 godziny książkę, co też jest niezłym wynikiem, no i mam nadzieję, że drugi tom dotrzyma jej kroku. 





Recenzja tomu 2

Nr. recenzji: 147
Tytuł: "Dziewczyna na miesiąc
Kwiecień - Maj - Czerwiec"
Autor: Audrey Carlan
Tom: 1
Liczba stron: 420
Data polskiego wydania: 12 stycznia 2017
Wydawnictwo: Edipresse
Ocena: 5/10


Będąc na samiutkim początku książki przeczytałam bardzo niepozytywną recenzję o niej na Facebooku. Wziąwszy ją sobie do serca, chciałam biec i zmieniać recenzję pierwszego tomu - w końcu zależy mi przede wszystkim na rzetelności, a problemy w niej przedstawione wydawały się prawdziwe, choć może z lekka wyolbrzymione. Całe szczęście moje tempo do wprowadzania zmian jest 10 razy wolniejsze od ślimaka - trzeba wszystko przemyśleć, potem dojść do laptopa... Więc sięgnęłam po drugi tom - leżał bliżej mnie. I co się okazało? Recenzja miała tyle wspólnego z treścią... Dobrze, że jej nie posłuchałam. 

Dni, w które dziewczyna taka jak ja znajduje szczęście w przymierzaniu ubrań, powinny być traktowane jak święto narodowe i zaznaczone w kalendarzu na czerwono. Gdy odkryłam nowiutką parę dżinsów True Religion i obcisłą koszulkę marki Red Sox, miałam ochotę paść do stóp...

Okazuje się, że w drugiej części autorka próbuje nas zaskoczyć. W historię opowiadaną przez infantylną bohaterkę (nie, zdania nie zmienię) wplata wątek ukazujący morał. A właściwie paręnaście takowych, bo Mia raz kieruje innych - "MACIE BYĆ RAZEM, JA WAM TO MÓWIĘ", a raz sama jest obiektem, który wszyscy starają się usilnie nauczyć. Wspominałam o listach - tak, Mia się nimi żegna, a jednocześnie to właśnie w nich opisuje to, czego się dowiedziała. Oczywiście nie spodziewajmy się tutaj jakiś odkrywczych nauk - dziewczyna co miesiąc uczy się mniej więcej tego samego, tylko jest to z lekka inaczej nazwane. Raz jest to szukanie "szczęścia", innym razem "swojego "na zawsze"".

Jeśli chodzi o samą historie, które nam w tym tomie ukazano to jestem trochę pod wrażeniem, bo autorka wzięła na siebie ciężar ukazania nam życia z perspektyw nie tylko innych ludzi, ale też innych kultur. Bardzo zaczęłam szanować tę książkę, kiedy się zorientowałam w co brniemy. Ukazanie różnych aspektów życia - z punktu widzenia między innymi Francuza i Samoańczyka (biegnę z pomocą: mieszkańca Hawajów). Bardzo dobrze mi się czytało, kiedy w tekst wpłacane były słowa z innych języków, czy nawet ich zwyczaje. Za to duży plus szczególnie, że jestem w sobie wyobrazić, ile czasu i jak ciężki jest podobny research. Autorka na pierwszej stronie bardzo solidnie dziękuje osobom, które pomogły w szukaniu informacji, więc trochę mnie to uświadomiło, że rzeczywiście - pracy było od groma...


- Mówimy sobie same miłe rzeczy, chodzimy na lunche i na zakupy.
Wzdrygnęłam się. Chodziły razem na zakupy. Okropieństwo. Ja i Gin tego nie robiłyśmy. Chodziłyśmy na piwo, podrywałyśmy facetów, oddawałyśmy się hazardowi, grałyśmy w karty, chodziłyśmy na koncerty, ale zakupy... nie.

Jednak jeśli chodzi o wady to nie ukrywajmy... Potknięcia logiczne nadal królują. Mózg musi być zdecydowanie wyłączony, bo analiza tekstu zajmie nam 3 lata i będziemy tylko kwiczeć, żeby się skończyło. No powiedzmy sobie szczerze, cytaty pod tytułem "Nałożyłam za dużo tuszu do rzęs, więc starłam nadmiar poślinioną chusteczką." do normalnych nie należą. /albo dajcie mi taką ślinę, bo jak ja zmywam płynem do demakijażu to nie ma wyjścia, żeby się nie rozmazać, a co dopiero idealnie to zmyć mokrą chusteczką.../
Podsumowując, do tej książki trzeba mieć nerwy ze stali i umiejętność niemyślenia. Jeśli jednak nie jesteśmy na to gotowi to nie polecam, bo uwierzcie - będziecie rwać włosy z głowy na dwudziestej stronie. Ja jednak - całe szczęście - byłam w stanie to zaakceptować i czytało mi się naprawdę nieźle.

 Za książkę serdecznie dziękuję:

6 komentarzy:

  1. To zupełnie nie moje klimaty. Tylko czasem sięgam po podobne ksiązki, ale szybko tego żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jednak to nie moje klimaty, chociaż zapowiada się dość ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, raczej nie dla mnie. Może kiedyś :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę ja mam tak, że jak początek mnie nie zainteresuje to rzucam książkę i nie czytam ;)
    Obserwuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nerwy ze stali? Może być ciężko, ale i tak jestem ciekawa tej serii :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie sięgnę po tę książkę, bo prędzej by mnie szlag trafił przez te błędy :P

    Pozdrawiam cieplutko i ściskam :*
    M.
    martynapiorowieczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)