niedziela, 6 września 2015

| 24 | Harry Potter i Kamień Filozoficzny J. K. Rowling

Nr. recenzji: 24 
Tytuł: Harry Potter i Kamień Filozoficzny
  Autor: J. K. Rowling
Tom: 1
Liczba stron: 324
Data polskiego wydania: 10 kwietnia 2000
Wydawnictwo: Media Rodzina
  Gatunek: Przygodowe
Ocena: 6/10
 
 Wiele osób prosiło mnie o napisanie tej recenzji, więc w postanowiłam powrócić do czytania tejże serii. Na TVN właśnie skończyły się cotygodniowe filmy, więc u mnie będą się pojawiać recenzje książek z serii raz w tygodniu. 

Więc przechodzimy już do rzeczy!

Opowiada o przygodzie 10-letniego chłopca - sieroty. Zamieszkuje dom ciotki i wuja, gdyż jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Jest traktowany jak piąte koło u wozu i służący, co nie sprzyja jego miłości do rodziny. Pewnego dnia nasz tytułowy bohater znajduje list, zaadresowany do niego. Nie może być to pomyłka, gdyż adresat uwzględnił, iż odbiorca mieszka w schowku pod schodami. Co jest w tym liście? Tego niestety się nie dowiadujemy, gdyż wuj zabiera go i mówi, że to była pomyłka. 
W następnych tygodniach jednak dostarczonych zostaje dużo więcej listów do tej samej osoby. Tutaj o pomyłce nie może być mowy. Coraz większe są próby wujostwa, żeby zapobiec dostaniu się chociażby jednego listu w ręce ich siostrzeńca. W końcu zostają zmuszeni wyprowadzić się do latarni "na końcu świata". Jednak w urodziny Harrego, o północy do drzwi ktoś puka. Wchodzi przez nie olbrzymi człowiek - Hagrid, który przedstawia się jako gajowy Hogwartu, szkoły magi i czarodziejstwa, do której bohater został zaproszony. 
Wyruszają na ulicę Pokątną i tam zaczynają się przygody. 
 
Pierwszy raz czytałam Harrego dawno, dawno temu. Będzie z cztery lata. Dopiero zaczynałam przygodę z czytaniem, a na półce w bibliotece stały pięknie wszystkie tomy. To mnie skłoniło do zainteresowania się tą książką i poświęcenia jej uwagi. 
 
Dobrze pamiętam, że już wtedy urzekła mnie prostota, a jednocześnie, że ta lektura jest czymś innym. Do tej pory mało przeczytałam takich książek. Takich, w których nawet nie ma mowy o żadnym wątku miłosnym. W których nie ma wojen, tronów i fabuła nie jest skopiowana z czegoś innego. Owszem czarodzieje to może rzeczywiście popularna sprawa. Ale nie spotkałam się z żadnym tak przedstawionym wątkiem. Tutaj chodzi o szkołę czarodziejów, a jednocześnie o pradawnego (prawdopodobnie martwego) wroga dziesięcioletniego dziecka! O zabawę, jaką może być wyszukiwanie wskazówek, śledztwo i po prostu szkoła. 

Cała historia jest bardzo nieprawdopodobna. Tak bardzo, że na pewno istnieją teorie, że ta powieść, to jedna wielka przenośnia. Historię dałoby się z łatwością umieścić w wyobraźni jakiegoś dziecka. Kto z nas w dzieciństwie nie myślał o tym, żeby zostać czarodziejem? Kto nie wymyślał zaklęć i nie obwiniał nauczycieli, że groźnie na nas spojrzeli i na pewno coś knują? 
Jest tyle możliwości, że dajcie mi znać (w komentarzu bądź na priv), czy chcielibyście post na temat tej teorii. ;)

Napisana jest prosto, językiem idealnym dla dzieci. Nie ma nigdzie mowy o żadnych przekleństwach, czy nieodpowiednim zachowaniu. Nic dziwnego, jeżeli autorka pisała to przy swoim dziecku. 
Jedyne co mi nie dawało spokoju to te ciągłe "...". Rozumiem, że czasem ktoś musi się zastanowić co dalej powiedzieć i wtedy danie trzech kropek dobrze nam pokazuje nad czym myśli dana osoba oraz gdzie chce coś przemilczeć. Zgoda użycie tego często jest najlepszym, co pisarz może zrobić, ale jeżeli na jednej stronie jest pięćdziesiąt takich zawieszeń, to staje się to okropnie nużące i bądźmy szczerzy - ogłupiające. 
 
Często powtarzały się słowa. Przykład macie trochę niżej w podanym przeze mnie cytacie. Szkoda trochę, że nie odmieniano Gryfonów na przykładowo - drużynę w szkarłacie albo coś takiego. Tak samo było z profesorami. Nie można było napisać nauczyciel eliksirów, tylko cały czas to samo imię. Było także zbyt mało epitetów jak dla mnie.
 
Podobał mi się humor uczniów i nauczycieli. Wiele razy parskałam nad lekturą i zaśmiewałam się z doskonale przemyślanych dialogów. 
 
"- Po tym jawnym, oburzającym faulu...
- Jordan ostrzegam cię... [profesor McGonagal]
- No dobrze już, dobrze. Flint o mały włos nie zabił szukającego Gryfonów, co mogło się zdarzyć każdemu, to jasne, więc rzut wolny dla Gryfonów (...)" 
 
Trudno jest mi napisać cokolwiek o fabule, bo jest ona tak rozsławiona, że chcąc, nie chcąc każdy zna ją na pamięć. Pomysł o szkole magii jest oryginalny. Bardzo mało jest takich książek i to jeszcze opowiadanych z perspektywy dzieci. Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć, bo na prawdę, ta książka ma dobre 15 lat.
 
Film tradycyjnie nie oddaje tego, co pokazuje nam wersja książkowa. 
Na przykład: jednym z najbardziej podobających mi się okresów było Boże Narodzenie, które w filmie dostało może z 20 sekund na pokazanie swojej świetności. A w wersji papierowej rozdział albo nawet dwa. 

Okładka ciekawie wymyślona. Idealna dla młodych czytelników. Nie zdradza zbyt dużo, ale jednocześnie podsuwa o czym będzie fabuła. 

Nie podoba mi się to, że osoby, które nigdy w życiu nie przeczytały Harrego... osądzają, iż książka ta jest głupia, bezsensowna itp. Jeżeli znasz coś tylko z reklamy albo z w ogóle adaptacji filmowej to nie oceniaj jej wersji papierowej tym samym szablonem. Na prawdę. Nie lubię tego i sama staram się nigdy tego nie robić. Jeżeli powieść jest moim zdaniem nie warta przeczytania to jej nie czytam. I tyle. Proste. Czy komuś jest potrzebne wylewne gadanie jakie to jest idiotyczne jak sam w ogóle nie czytałeś? Nie.

Książkę polecam i tym młodszym czytelnikom, jak i tym starszym. Jest warta przeczytania, bądź ponownego sięgnięcia po nią. Na prawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)